à la Ala: marca 2012

niedziela, 11 marca 2012

Przepięknie jest i tylko tlenu brak...


„Nie żyje”. Bardziej absurdalnego zlepku dwóch słów, chyba próżno szukać. Szczególnie, gdy dotyczą one kogoś, czyjej śmierci nie można było się spodziewać. Wtedy, te dwa słowa, brzmią jak żart, jak zwrot w obcym języku. Gdy je słyszysz, z początku nic nie rozumiesz! Nie wiesz czy się śmiać, czy nie wierzyć, czy zacząć przeklinać. Zamierasz. A potem zalewa Cię gorąca, szokująca fala, na której dryfujesz przez następne, długie godziny, dni.

Człowiek, szczególnie w obecnych czasach, ma silną potrzebę racjonalizacji wszystkiego. A jak tu pojąć śmierć młodego człowieka, który tak mocno kochał życie? Który nie marnował ani jednej jego minuty, który w ciągu dwudziestu paru lat zrobił, osiągnął, przeżył więcej niż tuzin starców? Który był dobry, skromny, życzliwy, nie tylko dla przyjaciół, ale dla każdego. Który nie budował murów, nie unosił się pychą, nie wywyższał, mimo, że mógł, bo życiorys miał imponujący…

Nie znaliśmy się z Fredem za dobrze, ale wystarczająco, żebym miała okazję go polubić i obdarzyć szczerym szacunkiem, podziwem i zwykłą sympatią. Imponował mi, być może najbardziej, z osób, które znam osobiście. Zazdrościłam mu odwagi i optymizmu. Nietuzinkowości i wielkiej, wielkiej pasji! W moich oczach był niezłomny marzycielem, któremu nic nie mogłoby przeszkodzić w realizacji celów. Był dla mnie przykładem postawy „chcieć to móc”. Ciarki miałam za każdym razem, gdy czytałam kolejny wpis na jego autorskim blogu: http://mygrandtour.pl/, na którym wspaniale opisywał podróż po Ameryce Południowej i nie tylko. Jego dokonania i przygody zapierały mi dech w piersiach i to się nigdy nie zmieni.

Dziś jego bliska koleżanka napisała mi zdanie: „On myślał, że ludzie go nie lubią, a ludzie go uwielbiali”. Takie osoby to inspiracja dla pokoleń. Niektórzy nigdy nie mają szczęścia poznać choć jednego, tak charyzmatycznego człowieka. Ja miałam i jestem za to niezwykle wdzięczna. Fred bowiem otwierał innym oczy. Mnie otworzył wielokrotnie.