
Świetna muzyka, mroczny klimat, przepiękna aranżacja, perfekcyjne kreacje, powalające głosy aktorów z melodyjnym akcentem. Rzecz jasna brytyjskim. Harry Potter i Insygnia Śmierci obejrzany i bardzo pozytywnie przyjęty. Przeze mnie oczywiście, bo większość moich znajomych zapierała się przed nim rękami i nogami ;-) Nie można przecież lubić Harrego, bo to synonim wszystkiego co w naszym świecie złe. Komercji, banału, powtarzalności i odmóżdżenia. A dla mnie to absolutnie świetna rozrywka. I historia! Ale niekoniecznie bohaterów ksiązki, a życia samej autorki, J.K.Rowling.
Harry Potter jest dla mnie triumfem kreatywności. Pomysły w nim zawarte niby nie do końca autorskie, niby ściągnięte z mitologii i Tolkiena, ale jednak absolutnie wciągające. To fakt, że analogii jest od groma, ale są podane w tak bardzo przystępnej formie, że nie wywołują sprzeciwu, uczucia nabijania widza w butelkę. W moim odczuciu Rowling to kobieta absolutnie zmotywowana, z wielką wyobraźnią i genialnym zmysłem organizacyjnym. Historia osieroconego czarodzieja ociera się o Matrix, o LOTRa, o całą masę wcześniejszych dzieł, ale jednak jest w niej coś totalnie niepowtarzalnego. Co to takiego nie wiem, ale chyba można powiedzieć, że te książki mają po prostu klimat. To rewelacyjne czytadła, proste, ale nie nudne. Wciągające i zaskakujące. A przede wszystkim, i to jest już dla mnie totalnym mistrzem nad mistrzem, bez określonego targetu! Harrym zaczytują się wszyscy, od kilkulatków do dziadków. Taki sukces osiągnęli chyba tyko bracia Grimm.
Wracając jednak do filmu. To czego żałuję najbardziej to braku Alana Rickmana. Jedna scena z jego udziałem to zdecydowanie za mało. Bardzo podobało mi się ogólne „sponiewieranie” bohaterów. Wszyscy nieco przybrudzeni, zmęczeni, zmarnowani. Jason Isaacs wyglądał jak stary heroinowiec, Helena Bonham Carter jak uciekinierka z zakładu dla obłąkanych. Zresztą, jak zawsze. Bill Nighy, Rhys Ifans, David Thewlis, Ralpgh Fiennes - sama ich obecność na srebrnym ekranie poprawia humor. Trójka głównych aktorów natomiast nie irytowała. Nie wykazali się jakimś szczególnym talentem, ale konsekwentnie podążali wcześniej wytyczonymi szlakami.
Dlaczego Harry Potter odniósł tak spektakularny sukces? Przypuszczam, i odniosę się tu do epickiego już tytułu - Fight Club, że chodzi o zanik ideałów we współczesnym świecie. O rozmycie wartości, brak realnego, namacalnego zagrożenia. Brak konieczności obrony, odwagi, odkrywania w sobie cnót. A J.K.Rowling dała nam dokładnie to czego tak nam brakuje. Cel! Ofiarowała nam powód, dla którego warto walczyć a nawet umierać. I mniejsza o formę. Tutaj chodzi przede wszystkim o emocje. Harry Potter w przystępny, komercyjny i globalny sposób przypomniał wszystkim, że w życiu istnieje coś więcej niż wyścig szczurów, owczy pęd i liczenie monet. Jest to paradoks, ponieważ jednocześnie samą autorkę uczynił milionerką. Może jest to dowód na to, że nie mam wcale racji i wszystko zostało wykalkulowane w chorym umyśle Joasi cierpiącej w 2000 roku na depresję kliniczną? Być może. Ja wolę jednak myśleć, że nawet w czasach liczb można stworzyć coś, chociaż odrobinkę mniej powierzchownego niż 99% oferowanej nam rozrywki. Rozrywki uwłaczającej inteligentnemu odbiorcy.