środa, 20 lipca 2011
To już koniec
To już koniec. Filmowe ekranizacje kultowej serii o Harrym Potterze dobiegły końca. Aż nie chce mi się wierzyć, że minęło 14 lat od momentu publikacji pierwszej książki. Być może zabrzmi to ckliwie, ale z pojawieniem się napisów końcowych na Insygniach Śmierci poczułam się dziwnie, żeby nie powiedzieć samotnie. W końcu historia o młodym czarodzieju towarzyszyła mi przez większą część życia. Zawsze czekało się albo na kolejną książkę, albo na kolejny film. A teraz? Coś naprawdę się skończyło.
Nie pamiętam momentu w którym Harry Potter zadebiutował i stał się sławny. Wiem, że zanim to nastąpiło głośno było w mediach o problemie panującym wśród dzieci i młodzieży, dotyczącym braku zainteresowania czytaniem książek. J.K. Rowling miała temu zaradzić, a jak pokazuje historia, osiągnęła coś znacznie większego. Wcześniej nikomu nieznana pisarka stworzyła historię, która odmieniła całe pokolenie. Można oczywiście umniejszać i bagatelizować jej zasługi, ale prawda jest taka, że dla pop kultury naszych czasów jest ikoną. Tak samo jak Harry Potter.
Wielokrotnie podkreślałam, że w „potteromanii”, wg. mnie, chodzi przede wszystkim o przyjemność jaką można czerpać z czytania. Oczywistym jest, że dzieła J.K.R nie należą do wybitnej literatury klasycznej, ale nie wiem jaką inną 700 stronicową książkę udało mi się przeczytać w 3 dni. Nie wspominając już o niezapomnianym uczuciu towarzyszącym podczas czytania. Ta historia naprawdę wciąga, mimo, że nielogiczna, chaotyczna i momentami przesadnie moralizatorska. Uwielbiałam oddawać się lekturze tych książek i szczerze mi smutno, że więcej nie będę mogła tego doświadczyć.
Co zaś się tyczy filmów to po każdej ekranizacji towarzyszyły mi ambiwalentne odczucia. Z jednej strony uwielbiam klimat wszystkich części, soundtracki, świetną obsadę i piękną angielszczyznę, z drugiej jednak nie mogę się wyzbyć uczucia niedosytu. Ciężko jest dorównać wyobrażeniom jakie każdy czytający posiadał w głowie po przeczytaniu każdej kolejnej części. Nie mam zamiaru krytykować powstałych produkcji, zwrócę jedynie uwagę na ostatnią, tę zamykającą historię.
Spodziewałam się najmroczniejszego, z dotychczasowych, zobrazowania walki dobra ze złem. Liczyłam na dosadne zakończenie, dzieło zapadające w pamięć. Tymczasem film nie zachwycił. Oczywiście były piękne momenty i jak zawsze genialna muzyka, ale całość jedynie zadowalająca, w żadnym wypadku nie kultowa. Producent starał się za wszelką cenę otrzymać „PG” i dopiął swego, nawet za cenę jakości filmu. Niestety, po raz kolejny wygrał marketing. Nie było fajerwerków na które czekałam i tego żałuję.
Nic oczywiście nie zmieni mojego stosunku do historii o Harrym i pozostanę jego fanką, tak samo jak i jego autorki. Cieszę się, że mogłam uczestniczyć w tworzeniu się historii. Może nie był to Władca Pierścieni ani Gwiezdne Wojny, ale jednak komercyjna skala zjawiska robi wrażenie. Nawet na abnegatach „potteromanii”.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz