à la Ala: Odjechani

czwartek, 14 czerwca 2012

Odjechani


To uczucie, które mnie przenika na wskroś, gdy patrzę przez okno pociągu, na domy mijające mnie jeden po drugim, uciekające, by zrobić miejsce kolejnym krajobrazom. Choć tak naprawdę, to ja uciekam, odjeżdżam, aby jak najdalej i patrzę jak wszystko zostaje w tyle. Marzę o tym każdego dnia, każdej minuty swojego życia. By wyjechać, porzucić znane mi piekiełko, którego codzienna powtarzalność dotkliwie mnie przypieka.

Gdy nigdzie nie czuje się domu, nagle cały świat stoi otworem i tylko niebo zdaje się być limitem. Dlatego tak ciężko jest spójnie połączyć wszystkie marzenia i oczekiwania, nie musieć z niczego rezygnować?

Miarowy stukot kół, delikatne odgłosy lokomotywy, zawsze działają na mnie kojąco. Mogłabym tak jechać i jechać bez końca, bez ustanku. Samotnie, w ciszy, tylko patrzeć i słuchać. Boże, co ja bym bez tych zmysłów zrobiła?

Po środku żółto zielonej łąki, stoi mężczyzna w średnim wieku, w zielonkawej, zeszmaconej czapce z daszkiem na głowie. Stoi i patrzy przed siebie, bez ruchu, niczym skamieniały. W dłoni trzyma gumowy wąż ogrodniczy, tak jakby łąkę trzeba było podlewać, ale on nie podlewa. On tylko patrzy. Mam wrażenie, że gdyby zamknął oczy, parzyłby dalej. Boleśnie, ślepo, w rozpaczy. Jak gdyby chciał uciec od samego siebie, od tej wsi, co go otacza, od przyziemnych realiów. Nie wiem co myśli, pewnie nie zrozumielibyśmy się dobrze, ale w tej krótkiej chwili, gdy nasze spojrzenia się spotkały, wspólna tęsknota bez reszty nas połączyła. Za czym ta tęsknota, przed czym ucieczka? Chyba zawsze tylko przed sobą samym. Lub w poszukiwaniu samego siebie właśnie.

2 komentarze: