środa, 1 grudnia 2010
And since we've no place to go, let it snow!
Nie wierzę w to co zamierzam właśnie napisać, ale pierwszy śnieg tej zimy mnie urzekł! Totalnie obezwładnił. I to nie tak jak dotychczas bywało – mrozem i przykrą zamiecią, tylko obezwładnił mnie emocjonalnie. Jestem absolutnie bezbronna wobec tego co wyczynia się za oknem. Nigdy bym nie pomyślała, że biały pejzaż może mnie oczarować. Obserwowany zza okna podczas grzania się przy kominku, ok., ale w żadnym innym wypadku. A jednak może.
Miasto pierwszego dnia opadów było sparaliżowane, serpentyny samochodów poprzeplatane ciągami tramwajów, pod ziemią zapchane metro, a na chodnikach tłumy zdezorientowanych pieszych. Zdezorientowanych i bezbronnych. Uwielbiam takie momenty, kiedy milkną „poważne” problemy dnia codziennego (zwykle związane z pieniędzmi) i wszyscy stają się sobie równi. Lubię proste instynkty, szacunek do natury. Czasem warto zjechać na sam spód piramidy Maslowa i docenić banały.
Na co dzień bardzo ciężko przychodzi mi tolerowanie nadętych, przekonanych o własnej nieomylności i niezastąpioności ludzików. Są tacy ważni i tacy poważni, jakby bez nich świat miałby stanąć w miejscu. Nie znoszę sztucznego wyolbrzymiania problemów, zamiast szukać najprostszych sposobów na ich rozwiązanie. Większość tych trybików żyje tak, jakby to co zrobią dziś w kwestiach mało ważnych, miało ich niemalże zbawić. Nirwana i awans w jednym. Aż tu nagle przychodzi nawałnica śnieżna i okazuje się, że co drugie z nich nie umie nawet chodzić!
Taka gruba warstwa śniegu daje spokój i umożliwia wyciszenie się. Można odpocząć, przemyśleć niejedno, albo wypić w spokoju kakao. Można też patrzeć w blask i oczyszczać umysł. Albo pisać. Albo marzyć. Chyba nie doceniałam wcześniej zimy.
"The city was silent. There were no more questions. Only white noise."
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ali, naprawdę nie wierzę, że to napisałaś. Straciłam chyba ostatniego poplecznika w mojej nienawiści do zimy :(
OdpowiedzUsuńMnie śnieg absolutnie nie wycisza. Wzbudza we mnie agresję i poczucie bezsilności. Przypomina mi o tym jak bardzo tęsknię za wiosną, za ciepłym czerwcowym wiatrem i letnimi błyskawicznymi ciepłymi deszczami. I wcale nie jest mi wtedy lepiej.
Ale cieszcie się, póki jeszcze macie na to siłę. Za kilka tygodni większość znów zacznie mówić jednym głosem i wznosić modły o rychły koniec zimowej aury i przybycie wiosny.
A mnie pozostaje tylko cierpliwie czekać...
hehe, nie martw się! Ja nigdy nie sprzedam lata na rzecz zimy, ale jestem w szoku, poniewaz pierwszy raz odkąd pamiętam nie marznę przy takiej temperaturze :) Grudzień powinien wyglądać tak jak teraz, ale potem juz wiosnę proszę ;) Styczeń to najgorszy miesiac wg mnie...
OdpowiedzUsuńa mówią że ludzie się nie zmieniają... ;P
OdpowiedzUsuńmnie zima też potrafi zauroczyć i cieszę się, że będę miała z kim dzielić te uczucie ;)
a propos poniedziałkowej zamieci to mnie zauroczyły lodowe dredy powstałe na mojej głowie podczas pieszej wędrówki przez nieprzejezdne miasto :P
no bo kto by pamiętał o czapce kiedy tak pięknie prószy ;)
No widzisz, ja do zimi stulecia przygotowywałam się już od września :D kiedy lepimy bałwana? :D
OdpowiedzUsuń