środa, 30 marca 2011
Zdradliwa wena, raz jest, a raz jej nie ma
Cierpię ostatnio na straszny brak weny. Codziennie budzę się z olbrzymią chęcią napisania czegoś, zarówno na blogu jak i w innym projekcie, ale zwyczajnie brak mi słów. Zło ostatnich tygodni jednak trochę mnie nadwyrężyło. I nie mówię jedynie o tym źle z nadwagą i o parszywym charakterze, ale generalnie. Wydarzyły się rzeczy na które absolutnie nikt nie ma wpływu. Obrzydliwa lekcja pokory i priorytetów. I tak jak w tym pierwszym przypadku, czyli w wyrahowanym, kłamliwym i bezpardonowym akcie nienawiści skierowanym pod moim adresem ze strony osoby miałkiej i nijakiej, wiem, że fortuna kołem się toczy i ona jeszcze pożałuje swoich intryg (bo kłamstwo, tak jak i ona, ma krótkie nogi) to w tej drugiej sytuacji jestem bezradna. I jest to trudne i wymaga dużej siły ducha. I ja tę siłę mam, ale przypuszczam, że okupię to wszystko pierwszymi zmarszczaki. Ale jak to mawia moja mama, jakież to ma znaczenie wobec wieczności :-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
one more time... :)
OdpowiedzUsuńnapisałam, że nawet jak nie masz weny na pisanie, to umiesz to sympatycznie przekazać
będzie dobrze, Aliczku
stregha
Dzięki Kochana :* Będzie dobrze, pewnie, że będzie!! Nie ma wyboru!!! I to dziwne, że nie dodało Twojego poprzedniego komentarza;/
OdpowiedzUsuńAle jak to mówi dalszy ciąg piosenki którą użyłaś w tytule: "Zdradliwa wena raz jest, raz jej nie ma / ja ją prowokuję, bo to moja domena...."
OdpowiedzUsuńPowodzenia zatem w odnajdywaniu weny ;)