„Spraw, aby życie było prostsze!” Piękne i jakże motywujące call to action! Cukierkowo słodkie, pastelowo urocze, optymistyczne! Mimo iż hasło jest boleśnie banalne to lubię je – za prostotę, za zastrzyk pozytywnej energii. Po co tracić czas i siły na hatowanie, jeśli można się odprężyć i optymistycznie nastroić? Myślę, że dokładnie taka idea przyświecała Kasi Tusk w wymyślaniu strategii dla swojego bloga Make life easier. Cynizm branżowy każe mi myśleć, że oczywiście za big ideą tego przedsięwzięcia stoi nie ona, a spece od Social Mediów, ale jednak oprę mu się i założę, że w znacznym stopniu to Kasia ma wpływ na stronę, którą branduje własnym nazwiskiem. Nie mając podstaw by sądzić, że jest inaczej, założę również, że to ona jest autorką zamieszczanych treści i stylizacji modowych. A co ja o nich myślę to już zupełnie inna historia.
W sieci panują dwie wiodące, skrajne tendencje związane z podejściem do działalności celebrytów – albo zdecydowana negacja, albo bezkrytyczne uwielbienie. Wypośrodkowanych opinii jest jak na lekarstwo, podobnie jak merytorycznej krytyki, dlatego skłonię się ku tej właśnie, pustawej kategorii. Być może nie jestem najlepszą recenzentką, bo bloga Kasi jedynie sporadycznie przeglądam, a nie systematycznie czytuję, ale pozwoliło mi to wysnuć pewnie wnioski. Trochę szydercze, trochę cyniczne, ale myślę, że dość trafne.
Make life easier to blog o spójnej strategii komunikacyjnej. Jest estetycznie zadowalający, prosty w odbiorze, ma jasno sprecyzowanego odbiorcę. Plasuje się w kategorii bardziej lifestylowej niż specjalistycznej, ale z wyraźnymi przechyłami w stronę mody, kulinariów i designu. Bardzo dużo zdjęć, zarówno własnego autorstwa jak i Pinterestowych, opatrzonych jest lekkim komentarzem. Do niedawna blog tworzyła Kasia z Zosią, odpowiedzialną za gotowanie, teraz widzę jednak, że skład nieco się zmienił, co pewnie wynika z faktu, że Zosia została mamą, nie wnikam. Skupię się zatem na Kasi, w końcu bez jej nazwiska nie byłoby o czym mówić.
Co widzę? Po pierwsze niezwykle zgrabną, ładną dziewczynę, przeważnie z lekkim uśmiechem, czasem strojącą dziecięco przekorne miny. Jedni powiedzą, że jest klasycznej urody, inni nazwą ją pospolitą, ale na pewno prezentuje się lepiej niż statystyczna Polka. Uciekając jednak od personalnych wycieczek chciałabym odnieść się do całokształtu pracy Kasi, bo przyznam, że trochę mnie drażni. Przeskakując ponad warstwą szafiarską, mocno zakorzenioną w sieciówkowych lookbookach, odniosę się do części tekstowej.
Z przykrością stwierdzam, że w ogólnym odbiorze blog Kasi jest przede wszystkim pretensjonalny. Treści pisane są językiem sztucznym, nienaturalnym, momentami spłyconym, a czasem niepotrzebnie nadętym. Konstrukcje słowne są infantylne i naiwne. Nie chce mi się wierzyć, że dorosła kobieta, absolwentka wyższej uczelni i córka Premiera 40-sto milionowego państwa może pisać w tak oczywisty sposób i mieć tak przyziemne przemyślenia. O modzie można pisać szalenie ciekawie, ale Kasia woli pisać prostolinijnie. Ok, rozumiem, gimnazjalny target, ale jest to dla mnie solą w oku. Po co tworzyć tutoriale o tym jak należy się prezentować podczas czytania książki (od teraz ilekroć mam na sobie bluzkę w marynistyczne paski to odczuwam potrzebę sięgnięcia po Hemingwaya), pisać co się zjadło na śniadanie lub, że uwielbia się kawę? Tematyka jest miałka i banalna, podczas, gdy z takimi możliwościami można by pisać o czymś głębszym, wartościowszym. Albo chociaż pisać ciekawiej, śmieszniej, cokolwiek! Cóż za marnotrawstwo możliwości jakie daje nazwisko!
Te czynniki zmuszają mnie sądzić, że blog Kasi został stworzony nie z pasji, a przede wszystkim w celach zarobkowych. Nie deprecjonuje to zupełnie jego wartości, ale daje do myślenia i rzuca cień na twórcę. W końcu dlaczego mielibyśmy śledzić poczynania i wzorować się na działaniach osób, które nie są ekspertami w tym co rekomendują? Ciężko bowiem myśleć, że Kasia Tusk zna się chociażby na modzie, jeśli w nachalnie sponsorowanym poście o kosmetykach Heleny Rubenstein pisze, że nie miała pojęcia kim była Madame, aż do momentu otrzymania paczki od Brand Managera tejże marki… Auć!
Kasia pozuje na „dziewczynę z sąsiedztwa”, a nie dobrze sytuowaną córkę Premiera. Stara się jak może, żeby Polacy uwierzyli, że jest zwyczajną, fajną dziewczyną, ale popełnia zasadniczy błąd, ponieważ z założenia nikt jej w to nie uwierzy. A skoro nie ma na to szans to po co brnąć w pozoranctwo i zaprzeczać faktom? Po co postować zdjęcia idealnie dobranego looku domowego, z podpisem „Tak wyglądam po przebudzeniu” i roztaczać wizję idealnej gospodyni z lat 50tych? Ośmielę się uważać, że takie działanie odnosi odwrotny do zamierzonego skutek i buduje jeszcze większy dystans i rezerwę na linii nadawcy-odbiorcy.
Świadomość biznesu blogowego jest w chwili obecnej bardzo wysoka, dlatego zwyczajnie nie opłaca się udawać, że posty sponsorowane takowymi nie są, banery wiszą z uwielbienia do marki, a lokacja produktu nie miała miejsca. Po co tworzyć bańkę wzorowej żony ze Stepford, kiedy można wykreować wiarygodny wizerunek młodej dziewczyny z pasją i głową na karku? Na tle innych celebrytek Kasia i tak wypada nieźle stroniąc od show-biznesowych maskarad i stara się pokazać od kreatywnej, przedsiębiorczej strony, ale osobiście wolałabym, żeby przestała brać udział w kampanii wizerunkowej Kancelarii Premiera i pokazała prawdziwą twarz. No chyba, że naprawdę nie czyta ona książek, a „zanurza się w kolejnych ich rozdziałach”.
Wpis dedykuję Karolinie, która doskonale zdaje sobie sprawę, że bez należytego savoir vivru i stylizacji pasującej do okładki aktualnie czytanej książki, lepiej w ogóle nie czytać!
Właściwie nie mam czego dodawać do Twojej "zgrabnej" całości. Właśnie takie blogi jak "makelifeeasier" odbierają mi chęć tzw.blogowania. Dobrze jednak, że są takie Osóbki, jak Ty - one z kolei dają pozytywnego "kopa w d..."... :)
OdpowiedzUsuńpozdr.
shoppanna
Internet wszystko przyjmie. Blog Kasi też jakąś wartość ma, wizualnie jest bardzo fajny, ale teksty przyprawiają mnie o reflux ;-)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie się czyta Twoje teksty.
OdpowiedzUsuńDziękuję!
OdpowiedzUsuńpo pierwsze: popełniłaś błąd merytoryczny. ta, co jest/była w ciąży to zosia. zosia gotuje. szwagierka kasi czy inny przypadek. a gosia dołączyła dopiero niedawno i jest od zdrowego trybu życia. wyedukuj się ;)
OdpowiedzUsuńpo drugie: niestety inteligentnych, myślących lasek jest na tym świecie wciąż za mało. nie ujmując niczego czytelniczkom kasi, podejrzewam, że wiele z nich wciąż jednak nabiera się na ten jej "naturalny" świat. i w tym "naturalnym" świecie kasia nigdy na przykład nie ma okresu i nic ją nigdy nie boli. nigdy na nic nie narzeka, wszystko jej sprawia radość i zawsze jest uśmiechnięta. korzysta z prawdziwie okazyjnych przecen i kupuje torebkę za cztery stówy, a nie sześć. smacznie je, budzi się zawsze wyspana i ma taką czarodziejską maszynę, która ją robi na gotowca tuż przed przebudzeniem więc wstaje rześka i idzie pobiegać w pełnym makijażu. no która by tak nie chciała, hm? bajki zawsze sprzedawały się najlepiej.
po trzecie: ja z kolei wcale nie mam wrażenia, że rośnie świadomość blogowego biznesu, sponsorowanych linków, product placementu itd. wśród ludzi spoza branży media/reklama/marketing. serio. jeszcze pal licho jak ktoś to robi w mało inwazyjny, sprytny sposób, to wtedy można wybaczyć, że ktoś się nie połapał. ale kasia oraz ludzie, którzy stoją za kasią albo są słabi i tego nie potrafią albo naprawdę mają ogarniętych w temacie ludzi za totalnych kretynów.
po czwarte: w dechę ten Twój blogasek. czujne oko i lekkie pióro. gratulacje.
Kasia, Gosia, Zosia, no można się pogubić! Ale masz rację, już poprawiam, dzięki za wskazówkę ;-)
OdpowiedzUsuńWiem, że ludzie lubią bajki! Ja też lubię, ale dobre!
Co do świadomości - poczytaj raporty, rośnie. Serio. Ale racja, to dotyczy wciąż wąskiej grupy jeśli zestawić ją z ogółem Polaków. Nie mówiąc już, że stolica jest wciąż enklawą.
Po czwarte, wielkie dzięki :D A Ty robisz mega klimatyczne foty!