W efekcie kilku
niewłaściwych decyzji podjętych dnia poprzedniego, bladym świtem rozegrał się
prawdziwy dramat niedoczasu. Zaspałam! Wykonując wszystkie poranne czynności w
przyśpieszonym tempie, po kilkudziesięciu minutach mogłam już umiarkowanie
wygodnie odsypiać w tramwajowym fotelu, sporadycznie tylko ofukiwana z
dezaprobatą przez moherowe babcie. Zaspanie będące z gruntu niemiłym
doświadczeniem, miało jednak jeden plus. Dzięki niemu spotkałam koleżankę z
liceum, której nie widziałam od czasu zdania matury. Wysiadając z tramwaju w
biegu rzuciła „Spotkajmy się!”, by
później na Facebooku ustalić szczegóły.
Spotkanie wypadło nadzwyczaj
sympatycznie, czułyśmy się jakbyśmy nie widziały się raptem kilka dni, a nie
lat. Nadrabiając zaległości wymieniałyśmy się historiami z obecnego życia, w
tym również zaskakując się smaczkami z realiów biurowych. Kasia zwierzała się,
że jak pracowała do 3 nad ranem, a następnego dnia przyszła na 10:00 do pracy
to dostała reprymendę, że „Co tak późno?”! Widząc moją zniesmaczoną minę dodała
pośpiesznie, że spokojnie, to nic dziwnego, bo tego typu sytuacje są u
niej standardem. Przełożeni chorobę klasyfikują jako wstydliwą ułomność,
wyjście do lekarza jako przejaw użalania się nad sobą, a sen za fanaberie.
Dodam, że jej gułag to kancelaria prawnicza, a w wolnych chwilach (których jest
niewiele) odreagowuje oglądając serial o światku reklamowym Mad Med. Ja znajduję się w przeciwległym
narożniku, pracując jako copywriter uwielbiam natomiast serial o rekinach sal
sądowych Suits. To skłoniło mnie do
myślenia…
My, ludzie, lubimy podglądać standardy życia po drugiej strony
wzgórza, patrząc nie tyle czy trawa jest tam bardziej zielona, ale podnosić się
na duchu wizją, że panuje tam jeszcze większy nieurodzaj niż u nas! W chwilach
biurowego zwątpienia, zawsze możemy sobie powiedzieć „Dobrze, że nie jestem prawnikiem”. Skupmy się jednak na serialu, bo
to o nim chcę napisać kilka słów.
Suits to opowieści o krawaciarzach z Manhattanu, którzy
wkładając garnitury nabierają super mocy. Kodeksy nie mają dla nich żadnych
tajemnic, umiejętności analitycznych pozazdrościłby im sam Dr. House, a
przebiegłości mogliby uczyć gospodynie z Wisteria Lane. Do tego Ci super ludzie
są czarujący i zabawni, ultra wystylizowani, zgrabni i wysportowani (mimo, że
pracują 24/7), bogaci, oczytani i wzbudzający podziwu. W skuteczności natomiast
zawstydzają nawet Lorda Tywina Lannistera. Jak zatem możecie zauważyć, „they
have it all”.
Głównym bohaterem
jest przystojny i niezwyciężony w grze na strategie i argumenty Harvey Specter, wdzięcznie
grany przez Gabriela Machta. Ów aktor, większości widzów jawiący się jako
odkrycie, już wcześniej miał swoje serialowe i kinowe epizody, ale dopiero w
prawniczej serii zagrał pierwsze skrzypce. Ja osobiście kojarzyłam go z
krótkiej scenki z Seksu w
wielkim mieście, gdzie zagrał mężczyznę uzależnionego od spotykania się z
modelkami – modelizera. Fascynujące…
To o co tym
prawnikom właściwie chodzi? Już pośpiesznie tłumaczę. Harvey Specter jest jednym z najlepszym prawników na Manhattanie, a
jego główną ambicją jest ujrzenie swojego nazwiska w nazwie kancelarii w której
pracuje. Jest typem zadufanego w sobie samotnika, który ma świadomość, że
doskonale wygląda i jest genialny w tym co robi. Nie znosi podporządkowania i
zawsze, ale to zawsze podąża własnymi ścieżkami. Z pozoru egoista i narcyz, czasem
ma przebłyski empatii i ludzkich odruchów. Jednym słowem jest mężczyzną o
którym marzą kobiety, a którego jednocześnie żadna nie chciałaby poślubić.
Jego prawym skrzydłowym jest bystra i wszystko wiedząca sekretarka o wybitnej intuicji, Donna, szefową zaś drapieżna i wyrachowana Jessica Pearson. Do grona antyfanów Harveya należy zaliczyć kolegę po fachu Louisa Litta, którego nieskrywana niechęć wynika głównie z zazdrości, kompleksów i postawy aspołecznej. Louis po prostu woli towarzystwo kotów niż ludzi.
Akcja zawiązuje
się już w pierwszym odcinku pierwszej serii, gdy Harvey zmuszony do ogłoszenia
rekrutacji na swojego asystenta, w efekcie kilku zbiegów okoliczności poznaje Mike’a Rossa. Mike jest nikim innym jak
geniuszem, który obdarzony fotograficzną pamięcią odrobinę się zagubił paląc
trawę i handlując kluczami do testów egzaminacyjnych. Poznając bezczelnego
Harveya dochodzi jednak do wniosku, że nikt inny wcześniej mu tak nie
zaimponował i chciałby dla niego pracować. Nie byłoby w tym nic zaskakującego,
gdyby nie fakt, że Mike nie jest absolwentem Harvardu, a kancelaria Pearson
Hardman rekrutuje tylko najlepszych. Mike musi zatem skłamać i na gruncie
wielkiego przekrętu zawiązuje się cała intryga.
Dlaczego warto
oglądać?
Siłą napędową
serialu są bez wątpienia wyraziste postaci, jak również ciekawy prawnicze case’y
i logiczna fabuła. Dialogi są dynamiczne i błyskotliwe, sceny nie są
przedłużane, akcja, mimo iż odbywająca się w biurowcach lub na salach sądowych
jest wartka i wciągająca. Bohaterzy są wielowymiarowi, prawdziwi, nie ma
podziału na dobrych i złych. Wszyscy są tak samo zmęczeni, samotni i
skomplikowani. Harvey sprawiający wrażenie złotego dziecka tak naprawdę
zaprzedał duszę korporacyjnemu diabłu i firma jest całym jego życiem.
Serial nie jest cukierkowy, mimo, że czasami razi „idealnością” i
przysłowiowym spadaniem na 4 łapy. Pierwszy sezon jest zdecydowanie bliski
ideału, późniejsze niestety od niego odbiegają, ale w dalszym ciągu warto
przeznaczyć na niego tę godzinę tygodniowo i śledzić losy bohaterów. Warto podglądać
nowojorskich rekinów biznesu, którzy żyjąc na najwyższych piętrach biurowców,
zapominają czasem jak twarde bywa stąpanie po padole ziemi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz