Który
wybór jest najlepszy? Oczywiście ten, który zdecydujmy się dokonać. Musimy tak
myśleć, chcemy tak myśleć, zresztą to przecież prawda. Nie można negować wszystkich
swoich decyzji i zwyczajów, albo codziennie mierzyć każdy krok i poddawać pod wątpliwość
jego słuszność, bo byśmy oszaleli. Ale co z decyzjami, które zostały podjęte za
nas, a my z rozpędu/ przyzwyczajenia/ lenistwa/ bezrefleksyjności/ obawy
(niepotrzebne skreślić), nie chcemy zdania zmienić? Czy nie warto drugi raz się
zastanowić?
Nie jestem lekarzem, dietetykiem, trenerem, nie
jestem kucharzem, moralistą, lobbystą, agitatorem, purystą... Jestem tylko z
natury ciekawa i wrażliwa (złośliwi powiedzą nadwrażliwa) i lubię poznawać nowe
grunty, zgłębiać nowe tematy, szukać dziury w całym. Gdy nieśmiało zaczynałam
myśleć o wegetarianizmie znajomi mięsożercy podnieśli lament, że teraz będę im
biadolić nad pysznym, krwistym stekiem o cierpieniu zwierząt. Obiecałam, że nie,
ale ich postawa od razu wzbudziła we mnie dziwne uczucie, że ludzie zrobią
wszystko, tylko, żeby czuć się ze sobą dobrze. Nawet odwrócą wzrok od
cierpienia innych, jeśli akurat przeszkadza ono w posiłku.
W Polsce wszyscy byliśmy wychowywani na
mięsożerców. "Zjedz chociaż mięsko, ziemniaczki zostaw". Każdy z nas
to zna i słyszał setki razy, niczym mantrę. Mięso to zdrowie, rarytas, to
przysmak. Przecież nie można inaczej, bo włosy wypadną, kości się wyłamią,
przyjdzie anemia, osteoporoza, a najpewniej rak i niechybna śmierć głodowa.
Wiedza z zakresu żywienia była ograniczona, książki tematyczne ciężko dostępne,
a internet przyszedł do Polski przecież dopiero na koniec lat 90-tych.
Na szczęście świat się zmienia, a wraz z nim
mogą zmieniać się nasze wybory. W 2003 roku ukazała się przełomowa książka o
Diecie Plaż Południowych na dobre uświadamiająca, że to węglowodany proste są
odpowiedzialne za nadwagę, a ograniczenie ich zbija zbędny tłuszcz z bioder, ud
i otłuszczonego serca. Potem Dieta Atkinsa przetoczyła się jak tornado przez
talerze amatorów utraty tkanki tłuszczowej, zbierając żniwo wielu odchudzonych
białkiem zwierzęcym osób, cieszącym się nowym, zakwaszonym ciałem, z nieco
nadwyrężoną wątrobą. Kolejnym krokiem była racjonalizacja żywienia, powrót do
diet pełnowartościowych, rozsądniejsze podchodzenie do diet eliminacyjnych i
wielka moda na ćwiczenia fizyczne. Pojawiła się Chodakowska, Lewandowska,
Wolska, Bigos i inni trenerzy, którzy wbijają nam do głów, ze tylko
systematyczne treningi i zdrowa zbilansowana dieta mają sens i dają upragnione
efekty.
Przyszedł crossfit, joga, jogging i ścieżki
rowerowe. Kucharze i dietetycy zaczęli odkopywać zapomniane przez wszystkich
warzywa (jak jarmuż czy seler naciowy), przywracać do łask znielubione kasze
(jak jaglana), przedstawiać nam zupełnie nowe i jeszcze niepopularne składniki
(jak jagody goji, nasiona chia czy bezglutenowe mąki i bezlaktozowe mleka).
Blogerki kulinarne zaczęły produkować i obfotografowywać coraz to nowe, jarskie
potrawy, które nie tylko zachwycały paletą barw, ale o dziwo, smakiem również. Do
tego media coraz częściej zaczęły podnosić temat praw zwierząt, hodowli przemysłowej i
zagrożeń płynących ze strony oszukujących nas producentów. Czosnek z Chin,
mięso napompowane wodą i chemią, trujące mleko. Ludzie zaczęli myśleć,
zastanawiać się i redefiniować swoje przyzwyczajenia. Ja nie jestem tutaj wyjątkiem.
Należą do osób, które robią listy, a czasem
nawet listy do list. Porządek musi być, tak samo jak porządny research. Zawsze
chciałam być wegetarianką, ale zupełnie nie znałam się na temacie, a nie miałam
w sobie zbyt dużego zacięcia, żeby poszukać, szczególnie, że mięsko przecież
tak dobrze smakuje. W dodatku mieszkamy w zimnej strefie klimatycznej, mamy
taką, a nie inną tradycję, mama się obrazi, no nie da się! Zwierzęta kocham
obłędnie, kota karmię karmą z wyższej półki, przelewam pieniądze na schroniska,
ale wzrok od filmów z hodowli przemysłowych odwracam. Jak można tak ludzi
terroryzować takimi obrazami, prawda? Długo tak myślałam, ale temat wegetarianizmu
wciąż powracał. W końcu nadszedł i mój czas i postanowiłam się zmobilizować.
Ale najpierw research…
Pierwszym impulsem okazał się blog dobrze
większości znany, Jadłonomia. Dla mnie doskonały. Przepisy są proste, pyszne i
wyważone, fotografie apetyczne i zachęcające do działania, a autorka nie jest
wege terrorystką. Uwierzyłam, że mogę zrobić coś dobrego i tak jak ze słodyczy
rezygnuję na rzecz rozmiaru S, tak mogę zrezygnować z kupowania mięsa, dzięki
czemu choć trochę ograniczę jego popyt. Wiem, że to niepopularne
myślenie i dla wielu brzmię jak „old cat lady”, ale co ja poradzę, że dla mnie
hodowle przemysłowe to zwierzęcy Oświęcim? Tam naprawdę dzieją się dantejskie
sceny, codziennie.
Potem przeczytałam książkę Jeść przyzwoicie, z
której wbrew własnej woli dowiedziałam się o kurczakach ze zwyrodniałymi
stawami, które są tak szybko tuczone, że ich nogi nie nadążają się rozwijać i
utrzymać nadmuchane korpusy. Stłoczone kurczaki mają poobcinane dzioby, bo
wyrywają sobie pióra z psychicznej udręki. Przeczytałam, że razi się je prądem
i podcina im się gardła, często nieumiejętnie i zwierzęta wykrwawiają się na
śmierć w strachu i męczarniach. Czytałam o świniach kastrowanych na żywca, bo
weterynarz to zbędny koszt, o tym, że podobnie jak krowy praktycznie nigdy nie
widzą nieba. A jak mowa o krowach, wiedzieliście, że one dają mleko tylko w okresie
laktacyjnym? Nazwijcie mnie debilem, ale ja tego nie wiedziałam. Sądziłam, że
krowy mleczne po prostu dają mleko… Prawda natomiast jest taka, że specjalna odmiana krów dających mleko to bzdura. Krowy są sztucznie zapładniane, aby zmusić je do produkcji mleka.
Cielaki po porodzie są zabierane natychmiast (nawet nie dostaną od matki siary,
a matka nie może ich wylizać) i po kilkunastu tygodniach są zabijane jako cielęcina
(cielaki przed ubojem płaczą). Krowa ma kilka sutków, ale mleko nie leci z
każdego równocześnie, ponieważ cielak opróżnia je po kolei. W hodowlach
przemysłowych w których podłącza się krowę do dojarki sprawia się jej olbrzymi
ból, sztucznie ściągając mleko z początkowo pustych sutków. Ciągła laktacja
wykańcza krowy fizycznie, niszczy im organizm, powoduje olbrzymi stres i po
około 3-5 latach krowę się zabija. W naturalnych warunkach krowa może dożyć
nawet 25 lat. Macie dość czytania?
Jeść przyzwoicie na szczęście przekazuje te
informacje rodem z horroru w ograniczonych dawkach, dzięki czemu nie rzuciłam jej
z przerażenia w kąt tylko z ciekawością doczytałam do końca. Autorka chciała
jedynie przejść przez 12 miesięczny eksperyment dietetyczny, po którym
planowała wrócić do starych, utartych ścieżek. Niestety przeliczyła się, bo
gorsze od niewiedzy jest tylko wyparcie. Ludzie wolą myśleć, że na talerzu leży
stek, a nie zwłoki krowy. I ja też nie jestem inna, okazuje się, że moralność
łatwo zamieść pod dywan, szczególnie jak jest się głodnym lub łakomym.
Rezygnacja z tego co się zna i lubi jest trudna i powinna wypływać z głębszej
potrzeby, inaczej się nie uda i nie ma sensu się męczyć. Oburzają nas Wietnamczycy jedzący psy, a dlaczego nie oburzamy się na zabijanie polskich krów?
Przecież różnica leży tylko w tradycji.
Motywacje jaroszy są różne. Jedni rezygnują z
mięsa z miłości do zwierząt, inni ze względów zdrowotnych lub ekologicznych, jeszcze innym mięso
po prostu nie smakuje. Są wegetarianie, są weganie, są frutarianie (podobno,
chociaż nigdy żadnego nie poznałam). Są pescetarianie, czyli osoby, które nie
jedzą mięsa ssaków i ptaków, ale ryby i owoce morza tak. Ja planuję zacząć
właśnie od tej ostatniej grupy i zobaczymy. Wydaje mi się, że w obecnych
czasach, kiedy produkty bezmięsne i jarskie przepisy są tak łatwo dostępne, aż
szkoda byłoby nie spróbować. Szczególnie jak się chce. Mam nadzieję, że
wytrwam, że poszerzę własne horyzonty, że nauczę się czegoś nowego, a przede
wszystkim, że organizm mi na to pozwoli. Nie chcę rzucać się na głęboką wodę i stać się od razu lepsza od Pana Boga. Nie zamierzam nawracać mięsożerców, ani pościć, jeśli akurat innej potrawy niż mięso nie będzie możliwości zjeść. Po prostu chcę spokojnie, bez spiny zobaczyć czy mogę być wegetarianką. Jeśli ktoś również się nad tym
zastanawia polecam http://www.zostanwege.pl/
Pomaga w stawianiu pierwszych kroków, ale nie należy zniechęcać się lekko
moralizatorskimi treściami. Najważniejsze to nie pozwolić się oceniać i nie
oceniać innych, nie dać się zniechęcić. W końcu tyle pyszności jest do zjedzenia.
bardzo wartościowy post!
OdpowiedzUsuń