Za haterami nikt nie przepada, nikt też za ich zmniejszoną
aktywnością nie będzie tęsknić. Grono anonimowych wampirów emocjonalnych od
zawsze karmiło się energią ludzi, którzy pragnęli w swoim życiu coś stworzyć,
wykazywali się inicjatywą i odwagą, aby podzielić się z innymi swoją twórczością.
Jak to z gustami bywa, owa twórczość raz bywała miałka, innym razem
zachwycająca, ale za każdym razem znajdowała negatywnych recenzentów zgodnie z
prawdą objawioną, że „tylko Ci, którzy nie robią nic nie będą krytykowani”. O
ile merytoryczna krytyka jest budująca i mile widziana, to bynajmniej nie ona
wypływała spod przepełnionych jadem (jakże kocham ten zwrot!) komentarzy od
anonimowych autorów. Zjawisko haterstwa
znane jest wszystkim twórcom, każdy zmagał się
z przykrościami, którym byli winni i uczył się sobie z nimi radzić. Z czasem ich działalność przestała być magiczna i nastąpiła degradacja mocy
hejterów. A ponieważ natura nienawidzi próżni pojawiła się natychmiast nowa
grupa, nazwana od przycisku z podniesionym kciukiem w geście aprobaty na Facebooku
– likersów.
Kim są likersi? To osoby, zarówno twórcy jak i opiniodawcy, których
naczelnym zadaniem jest zachwycanie się. Można ich porównać do klakierów,
tylko, że likersom nikt za pozytywne komentarze nie płaci. Przynajmniej oficjalnie. Teoretycznie oni z własnej i
nieprzymuszonej woli postawili sobie za punkt honoru lubić każdą, nawet
najmniejszą inicjatywę innych. Jeśli sami też są twórcami to obowiązkowo muszą
lubić swoich konkurentów w danej dziedzinie. Na słowa krytyki reagują w sposób
politycznie poprawny i PRowo wyuczony – przyjaźnie! Wymyślili sobie ripostę idealną, którą recytują bez mrugnięcia okiem - "Każda
krytyka to efekt zazdrości i płytkości autora i nie ma nic wspólnego z
rzeczywistością." Trzymają zgodny front, że każdy powinien mieć prawo do, i
tutaj modny zwrot, „realizacji marzeń”, nawet jeśli forma tej realizacji jest
obiektywnie rzecz ujmując paskudna.
Jak zatem odnaleźć się w gąszczu
podziałów i moderowanych dyskusji? Czy
każda krytyka oznacza haterstwo? Czy naprawdę należy wszystko bezkrytycznie
podziwiać w imię ślepej pochwały jakiejkolwiek aktywności? W środowisku
artystów i autorów niestety ale ten trend jest bardzo żywy. Negatywnie patrzy
się na osoby, które nie omdlewają z zachwytu na widok kolejnej premiery
filmowej czy literackiej, kreacji oscarowej, wpisu blogowego czy publikacji w
kolorowym magazynie. Co się stało ze zdrowym krytycyzmem, wysokimi standardami
i szczerością? Czy tylko poklepywanie po plecach obecnie się opłaca? Dlaczego nastąpiła ta swoista zmowa milczenia? Czy naprawdę nikogo już nie stać na szczerość nie podszytą złośliwością? Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii na ten temat!
ja osobiście wolę haterów niż likersów :) likersci kojarzą mi się z "waleniem konia w kółku wzajemnej adoracji" (przepraszam za wulgaryzmy, jeżeli kogoś one bolą, ale jest to cytat). Ja zdecydowanie wolę konstruktywną krytykę niż bezmyślną pochwałę. Ale niestety ludzie chwalą bezmyślnie za dużą ilość rzeczy i nie wiem czy jeszcze boją się mnie skrytykować czy już chcą mi wejść do tyłka.
OdpowiedzUsuńA propos lików :) muszę Ci jednak powiedzieć, że bardzo się cieszę, że udało mi się trafić na Twojego bloga. Z chęcią czytam ! naprawdę :)
"Ludzie nie lubią czegoś, jeśli tego nie rozumieją
OdpowiedzUsuńNienawidzą rzeczy, których nie mogą mieć
Ludzie się boją wszystkiego, czego nie mogą pojąć
I nienawidzą tego, czego musieliby chcieć"
Daisy, dziękuję i zapraszam częściej :)
OdpowiedzUsuńJa nie lubię skrajności, więc zarówno hater jak i liker nie znajdzie miejsca w moich kręgu znajomych. Co zabawne - post o likersach nie wywołuje lików hahaha :D
A mi nie odpowiada operowanie pojęciami "liker", "hater". Czyżby nie było odpowiednich słów w języku polskim? Operowanie tymi pojęciami razi mnie sztucznością...
OdpowiedzUsuńCiezko w gaszczu roznych postaw i idei odnalezc to co nam wlasciwie. Jak czlowiek ma zbudowac tozsamosc wsrod tylu propozycji? Zawsze ma byc jakas rola do odegrania, zawsze musimy byc jacys, byle nie nijacy. Te dwie postawy, o ktorych wspominasz sa proste, ekonomiczne i nie wymagaja zgrabnego dochodzenia do rownowagi, bo te wymaga myslenia. Bezmyslnie wciskamy klawisze, sypniemy slowem, wrzucimy zdjecie, doniesiemy na fejsbuku, ze wlasnie spozylismy kaszke manna, czy klikniemy lajka, by zaprezentowac nasza obecnosc we wszechswiecie. Oto JESTESMY, niewazne jak. Niestety.
OdpowiedzUsuńAnonimowy - nie do końca są odpowiedniki, które w 100% oddawały by sens, ale niech Ci będzie - pochlebca i nienawistnik ;)
OdpowiedzUsuńPaula masz sporo racji. To co mnie jednak porusza to kwestie uwielbienia, które wychodzą poza internet. O nieszczere, interesowne potakiwanie. Układy, układziki...
Oj tak, ta rzeczywistosc jest jeszcze brutalniejsza i nie da sie wcisnac "esc".
UsuńHaha powinnam była nazwać ten wpis "Rozprawa o kumoterstwie" ;)
OdpowiedzUsuń