à la Ala: Nepotyzmu dwa oblicza

wtorek, 5 marca 2013

Nepotyzmu dwa oblicza

Nepotyzm – sytuacja, w której osoba na stanowisku zatrudnia, lub ułatwia zatrudnienie swoim bliskim, a nie moim.

Powyższa definicja nepotyzmu, czyli faworyzowaniu rodziny na rynku pracy, pochodzi z Nonsenspedii i celnie uderza w sedno problemu. Nepotyzm budzi kontrowersje, sprzeciw i zawiść ludzi, którzy nie mają znajomości torującym im drogę ku karierze. Przynajmniej tak mówią Ci uprzywilejowani. A prawda jak zwykle leży po środku i ma więcej niż jedno oblicze.

Nepotyzm pochodzi ze środowisk średniowiecznego papiestwa i oznaczał nic innego jak wykorzystywanie swojej pozycji do zapewniania specjalnych przywilejów krewnym. Określenie nabrało pejoratywnego nacechowania głównie dlatego, że w tamtych czasach bratankami, z łac. nepos, nazywało się nieślubnych synów. Kontrowersje już na starcie! Czy zatrudnianie członków rodziny zamiast kandydatów wyselekcjonowanych w drodze profesjonalnej  rekrutacji jest praktyką niewłaściwą? Odpowiedź zdaje się być niejednoznaczna i uzależniona od tego, po której stronie barykady znajduje się respondent. W czasach wolnego rynku i liberalizmu, kiedy nie ma szlachectwa, kastowości, oficjalnych podziałów, a kariera „od pucybuta do milionera” według większości trenerów biznesowych jest na wyciągnięcie ręki, kumoterstwo nie powinno odgrywać liczącej się roli. Rzeczywistość jednak ten pogląd weryfikuje, a wszystko i tak zostaje w rodzinie.

W większości zawodów i specjalizacji znajdują się stanowiska niemożliwe do osiągnięcia przez tzw. "osobę z ulicy”. Rodziny lekarskie, prawnicze, aktorskie, celebryckie tudzież polityczne wciąż bez wstydu i refleksji dbają o zapewnianie godziwego bytu swoim latoroślom. Bo czymże innym  jest ułatwianie kariery jak nie wyrazem rodzicielskiej troski? Sami o sobie mówią, że ich działania to nic więcej jak opieka. Maciej Bennewicz mówi, że miłość tym się różni od toksycznego uzależnienia, że wzmacnia, a nie rani. Zasadę tę można przenieść również na grunt biznesowy. Gdy pracodawca posiada w ręku dwa CV, ostatnią rzeczą na którą powinien patrzeć jest nazwisko. W momencie, gdy osoby bez kwalifikacji innymi niż dobre urodzenie wygrywają z wykwalifikowanymi no-name’ami dzieje się rzecz nieuczciwa i szkodliwa dla wszystkich zainteresowanych. Tak właśnie drodzy czytelnicy psuje się rynek. Historia pokazuje, że faworyzowanie krewnych nader często poprzedza dokonanie oszustwa, czyli szkody dla którejś ze stron.

Czy oznacza to zatem, że rodzice w ogóle nie powinni wskazywać dzieciom drogi i  poszerzać im horyzontów, jeśli mają ku temu możliwości oraz pozwolić im samodzielnie dryfować pomiędzy rekinami biznesu? Niekoniecznie. Istnieje niedoceniana w Polsce, chociaż ten trend się zmienia, instytucja referencji. Przecież nie chodzi o porzucenie dziecka i odmówienie mu pomocy, ale odgórne nim sterowanie synonimem owej pomocy bynajmniej nie jest. Dobre wychowanie wszak to również przekazanie wartości. Uczciwość i sprawiedliwość to są wartości. Moralność, odwaga, szacunek do siebie i innych. Te wartości nepotyzm wyklucza.

Ułatwianie samodzielnej przedsiębiorczości, umiejętne wykorzystywanie narzędzi, które wynikają z uprzywilejowanej pozycji są jak najbardziej pożądane, wręcz wskazane, gdyż to one świadczą o wcześniej wspomnianej troskliwości. Szkolenie dzieci, gwarantowanie im solidnego wykształcenia, a później zdobywanie doświadczenia, aby po objęciu stanowiska reprezentowali godny poziom - ok! Natomiast zatrudnianie niekumatego syna lub sponsorowanie mu firmy, w której sam jest darmozjadem, a do tego ma zielone światło do okradania pracowników, to już łajdactwo. Bardzo cienka linia dzieli uczciwe wsparcie od nagannego faworyzowania osób niepredestynowanych do danego stanowiska.

Zagrożeniem wynikającym z faworyzowania wybranych osób jest obniżenie standardów pracy o którym zdaje się nikt w kontekście nepotyzmu nie mówi. Sugerując się stopniem pokrewieństwa odrzuca się potencjalnie lepszych kandydatów, tworząc z pokolenia na pokolenie zamknięte kliki. Z nepotyzmem jak ze ściąganiem – w świadomości większości Polaków przecież to nie oszustwo, a jedynie kreatywny środek uświęcający cel wyższy. Fakt, że na konkretną postawę istnieje przyzwolenie społeczne nie czyni jej dobrą i właściwą. Kogo jednak stać na luksus zerowej tolerancji dla nepotyzmu w kraju, w którym za jedyny sposób znalezienia dobrej pracy uznaje się wykorzystywanie znajomości?

Czujecie się czasem jak ten T-Rex bidulek, starając się dosięgnąć wymarzoną "magiczną lampę", która mimo szczerych wysiłków wciąż pozostaje poza zasięgiem Waszych rąk?

1 komentarz:

  1. Kiedys myslalam, ze problem ten dotyczy Polski, ze nie istnieje na szeroka skale w krajach tzw. Europy Zachodniej. Alez sie mylilam!

    OdpowiedzUsuń