à la Ala: Nie hipsteryzuj!

piątek, 8 lutego 2013

Nie hipsteryzuj!

Chcesz kogoś obrazić? Nazwij go hipsterem! Mało które określenie budzi obecnie tak wiele emocji. Niegdyś największą potwarzą było zarzucenie komuś dresiarstwa. Teraz równie dotkliwie boli okrzyknięcie hipsterem, mimo iż określenie to znajduję się dokładnie na drugim biegunie osi osobowościowej od "dresa". Co ciekawe, oryginalnie wcale nie jest zjawiskiem pejoratywnym, ale w wielkomiejskich realiach równie mocno poniża. Kim zatem jest hipster i dlaczego wywołuje taką falę hejterstwa?

Z ogólnie powtarzanej i spłyconej definicji hipsterzy deklarują niezależność wobec mainstreamu, skupiając się na kulturze offowej, wyrażając uwielbienie do indywidualności i oryginalnego stylu bycia. Bardzo silnie powiązani są z kulturą miejską, starają się żyć w opozycji do ogólnie przyjętych norm. Ważnym punktem hipsterskiej tożsamości jest widocznie przerysowany wizerunek, quasi artystyczny, niestandardowy, zauważalny. Szanujący się hipster powinien mieć nietypowe, kontrowersyjne i wydumane poglądy. Uwielbienie do niszowych form kultury, niezależnych produkcji artystycznych, specyficznej mody i muzyki to must have każdego hipstera.

Hipsterzy nie tworzą subkultury, ponieważ nie łączą ich wspólne wartości, ani nie posiadają tożsamości grupowej, poczucia wspólnoty. Hipster to „ja”, nie „my”. Oni stronią od utartych schematów, od punktów stycznych, są w opozycji do kultury masowej. Alternatywność stanowi tutaj słowo klucz. Hipsterzy to swoiści trendsetterzy, gonią za nowinkami o których jeszcze nikt nie słyszał. Starają się być o kilka kroków przed wszystkimi, zachowując przy tym nonszalancką pozę. Są nieuchwytni i nigdy w życiu nie przyznają się do tego, że są hipsterami.

Oryginalnie słowo hipster wywodzi się z lat 40 i ma kilka definicji. Pierwsza mówi, że wzięło się od okrzyku hep, używanego w środowiskach jazzowych jako wyraz aprobaty dla czyichś umiejętności, stylu, wyczucia. Druga, że pochodzi od hop – slangowego określenia opium. Jest i trzecia, że od hipi, co w afrykańskim narzeczu oznacza: otwierać komuś oczy.
Według definicji Władysława Kopalińskiego, hipster to „zapalony miłośnik jazzu, osoba zamiłowana w rzeczach modnych i eleganckich, w nowościach”.
Słuchający czarnego jazzu hipsterzy wyznaczali styl lat 40. (W Polsce ich powojenną wersję stanowili bikiniarze). Dołączyła do nich w następnej dekadzie generacja bitników z Allenem Ginsbergiem i Jackiem Kerouackiem. Co ciekawe Ginsberg z hipsterstwa szydził, co może oznaczać tylko to, że do nurtu de facto mógł należeć ;) Potem słowo zniknęło na wiele lat, by powrócić w późnych latach 90. na określenie wielkomiejskiej, lewicującej młodzieży, związanej z kulturą alternatywną, wybierającą ekologiczny, wegetariański czy nawet wegański styl życia.*

Z ogólnej charakterystyki nie taki ten hipster straszny. Skąd zatem te kontrowersje i negatywne konotacje? No i tutaj zaczyna się zabawa…

Z rozmów ze znajomymi, takimi, którzy sami są uznawani za hipsterów, ale też takimi, którzy bardziej zwyczajni już być nie mogą albo są alternatywni na swój sposób, dowiedziałam się, że hipster to szpaner, pozer, laluś z bogatego domu, za wszelką cenę dążący do oryginalności, co często sprowadza się do śmieszności i karykatury. Inni mówią, że to "bezrefleksyjny matoł, który załapał się na modę na oryginalność". Niektórzy twierdzą, że hipster to wyrośnięte emo, albo bej. Inni mówią, że hipster to preludium powrotu do hipisa. Z wyglądu wyróżnia ich second-handowy sznyt, a najlepiej łachy wyciągnięte z kontenerów PCK pod osłoną nocy, ku chwale alternatywności. Są też tacy, którzy twierdzą, że hipster to pogubiona jednostka, która za wszelką cenę stara się być zauważona".

Nie wyjdzie z domu do lansiarskiej kawiarni bez Conversów, Vansów lub AirMaxów, rurek, T-shirtu z podwiniętymi rękawkami, cardiganu z kieszonką, jeansowej kurtki lub skóry, parki khaki, Ray Banów Wayfarerów, Ajfona z Instagramem, Ajpada, Ajpoda, Maca, analoga lub Polaroida, złotego Casio lub gumowego Nixona, czapeczki z daszkiem, najlepiej od Mishki lub Supreme albo czapki Carharta. Obowiązkowo musi jeździć na ostrym kole lub longboardzie, pić dużo sezonowo modnego alkoholu (Wiśniówka czy piwo pszeniczne?) i konsumować żywność eco. Bywać w najmodniejszych miejscach miasta z Vicem pod pachą, słuchać indie rocka, a w sezonie zaliczać festiwale muzyczne. Musi mieć tatuaże, najlepiej oldschoolowe lub modne symbole: brylant, kotwica, czaszka. Męski hipster obowiązkowo powinien zapuścić brodę lub, jeszcze lepiej, wąsy (sorry, mustache), a na głowie musi mieć kontrolowany nieład. Kobiety hipsterki mają większą swobodę fryzjerską, ale mile widziane są niedbałe koki.

Dla niewtajemniczonych- krytycy za hipsterów biorą ludzi, którzy sami nie robią nic czym mogliby zaistnieć, dlatego całą energię skupiają na kreowaniu własnego wizerunku, który w swojej alternatywności, paradoksalnie jest niezwykle podobny do wszystkich innych, podobnie myślących jednostek. Według socjologa Marka Greifa „młodzi ludzie w warunkach niepewnej sytuacji ekonomicznej pozycję społeczną konstruują poprzez sugerowanie swojego dostępu do najnowszej mody, nowych kierunków w kulturze i sztuce itp.”. Czyli od alternatywności do miejskiej przynależności, hipster sam sobie zaprzeczył i dla siebie samego stał się obelgą.

Mówi się, że hipsterzy ironicznie oceniają innych, wywyższają się w swojej offowości, a tymczasem to otoczenie osób, nazwijmy ich „najzwyklejszych”, ma z nimi problem i rzuca obelgi pod ich adresem. Prawdziwy hipster bowiem (a nie ten starający się tylko tak wyglądać) to osoba szalenie otwarta, ciekawa, nieszablonowa. Nie kieruje się stereotypami, interesuje się nowinkami, ale umie też czerpać z zasobów przeszłości. Nie jest wiernym wyznawcą Apple’a, ale podchodzi do technologii krytycznie i użytkowo. Lubi przemieszczać się rowerem, ale nie będzie podjeżdżał autem z rowerem na dachu, żeby móc z nim zapozować przed pubem. To ktoś przełamujący bariery i konwenanse, posługujący się w tym celu atrybutami, modowymi, gadżeciarskimi, czy po prostu sztuką.

Osobiście znam wiele osób pasujących zarówno do prawdziwej definicji, jak i do tej groteskowej. Fajnych, otwartych indywidualistów jak i dwulicowych klaunów, oceniających ludzi po saldzie ich konta. Wśród tych wszystkich jest jednak ktoś, kto w mojej ocenia skupia w sobie wszystkie pozytywne znaczenia „bycia hipsterem”, co w moich oczach czyni go po prostu fajnym gościem, bez przypinania łatek. Na pytanie „Kim jest dla Ciebie hipster?”, odpowiedział:

„Podzielę odpowiedz na dwie części - kim jest dla mnie osobiście i kim moim zdanie jest w ogólnym odczuciu miejskiej społeczności.

Dla mnie osobiście jest to pewien stan, pewne samopoczucie wynikające z intensywnego doświadczania życia, świata. Gęstych interakcji międzyludzkich i wyobraźni. Dzięki tej wyobraźni można zdobyć się na pewien dystans do szarości której jest pełno wszędzie, której niemal nie można przeskoczyć, ominąć. Ale właśnie dzięki tej wyobraźni można wybijać się na niepodległość w świecie, niezależnie od tego czy jest się "wolnym" duchem co pomyka na rowerku po mieście i robi jakieś projekty mniejsze czy większe po to żeby móc zarobić na rachunki i na kilka fajnych rzeczy, które sobie wymarzył, czy też jest się skoszarowanym w jakimś obozie pracy przymusowej (bo każdy musi gdzieś na te pieprzone rachunki zarabiać) typem, który wie że można żyć (w tym zawodowo) inaczej, ale ma też potrzeby, a ma już dość niepewności wynikającej z życia na freelansie. I to właśnie ta wyobraźnia, czyni człowieka hipsterem. Czyli jednak odrobinkę wyłączającym się poza system bytem, o nieco większych potrzebach, a przede wszystkim o nieprzeciętnej wyobraźni pozwalającej wydobywać detale z życia, których wiele osób nie dostrzega.

Za tym może iść jakaś ogólna ekspresja czy to w postaci ubioru, czy to miejsc, w których ktoś taki lepiej się czuje, czy to wreszcie w postaci upodobań kulinarnych, muzycznych, czy nawet towarzyskich, ale też nie popadajmy w przesadę. Ci ludzie żyją w społecznym miszmaszu, są zglobalizowani i nawet jeśli są nisza w ramach całego społeczeństwa to nie żyją w gettcie. Też zdarza im się pójść do Maca, teś kupią sobie cos w Zarze i tez bedą palić te same szlugi co reszta społeczeństwa. Udawanie, że jest inaczej nie jest niczym innym jak naiwnością i błazenadą.

Tutaj w paru słowach potraktuje temat od strony postrzegania hipstera przez resztę społeczeństwa. Otóż dla tej reszty społeczeństwa, która postrzega temat przez pryzmat kilku czy kilkuset nawet błaznów, a nawet w skali kraju kilku tysięcy, którym się wydaje ze jak maja pieniądze od starych i stać ich na opierdalanie się przez cały Boży dzień i przeglądanie internetu ze zblazowaną miną w jakiejś kawiarni, tudzież szwędanie się po mieście i focenie pod Instagram swoich przeżyć egzystencjalnych, tudzież permanentna najebka, czy też na permanetne poszukiwanie najnowszej mody i sprowadzaniu rzeczy z USA czy innego UK. Dla tej reszty społeczeństwa ten masowy hipster wytwór konsumeryzmu XXI wieku to jest właśnie poza, słaba i naiwna oraz śmieszna wręcz. Taki rodzaj bohateriady w złotej klatce z pluszowymi ścianami. Niech się wyhulają nim ich wchłonie system. I w większości przypadków tak będzie, że te złote dzieci dnia dzisiejszego skończą w kamaszach jakichś korporacji i jak miały pusto w głowach, tak nadal bedą miały pusto, z ta tylko różnicą, że wypełniała ich będzie nadzieja na awans i nowy kredyt."


Nie pozostaje zatem dodać nic więcej, aniżeli życzyć wszystkim, żeby tylko hipsterów z pierwszego rysopisu spotykali. A zresztą, nawet Ci uzurpatorzy sprawiają, że egzystencja w miastach pełnych smogu zdaje się być bardziej kolorowa. Różnorodność dodaje smaczku, a gdyby jeszcze pod skrzętnie wykreowaną fasadą znajdowała się nietuzinkowa osobowość, byłoby idealnie.


* Artykuł "Nieuchwytny hipster" w Polityce

6 komentarzy:

  1. Przepraszam, że nie na temat obecnego wpisu, ale w oparciu o jeden z poprzednich. Poleciłabyś ciekawe nieturystyczne miejsca w Belinie?

    OdpowiedzUsuń
  2. Polecam zwiedzanie na rowerze. Tacheles po zmroku. Okoline Wansee. Butiki przy Oranienburgerstr i Hackescher Markt. Cały Kreuzberg. Imprezę w Panoramie. Piknik w Tiergarten. Koncert w Arenie Berlin. Galerię Helmuta Newtona. To tak mi pierwsze do głowy przychodzi :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny artykuł! Zgadzam się, hipsterem jest nie osoba ciekawa, barwna i oryginalna, a taka, która jest zwyczajnym hipokrytą :) Deklaruje się, że nienawidzi mainstreamu, a podąża tylko i wyłącznie jego szlakiem, reprezentując sobą jednocześnie wszystko co banalne, denne i beznadziejnie i wciąż sądząc, że jest "cool".

    Zapraszam serdecznie do siebie, dopiero zaczynam felietonistyczne blogowanie. http://lattenachudym.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za komplement, ale chyba trochę się nie zrozumiałyśmy ;) Ja nie uważam, że hipsterzy to hipokryci. Ja uważam, że nastąpiła degradacja słowa "hipster" i Ci wszyscy klauni robią prawdziwym hipsterom złą prasę. Na koniec jest cytat osoby, która wg mnie jest prawdziwym hipsterem, a nie wylansowanym gówniarzem. I on jest naturalny, wiarygodny i spójny. Szkoda, że świadomość społeczna jest zupełnie inna.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kupiłaś mnie swoim blogiem. Lubię Ciebie czytać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Cieszę się i zapraszam częściej :)

    OdpowiedzUsuń