à la Ala: Kiedyś trzeba w końcu przestać

niedziela, 11 stycznia 2015

Kiedyś trzeba w końcu przestać


Który wybór jest najlepszy? Oczywiście ten, który zdecydujmy się dokonać. Musimy tak myśleć, chcemy tak myśleć, zresztą to przecież prawda. Nie można negować wszystkich swoich decyzji i zwyczajów, albo codziennie mierzyć każdy krok i poddawać pod wątpliwość jego słuszność, bo byśmy oszaleli. Ale co z decyzjami, które zostały podjęte za nas, a my z rozpędu/ przyzwyczajenia/ lenistwa/ bezrefleksyjności/ obawy (niepotrzebne skreślić), nie chcemy zdania zmienić? Czy nie warto drugi raz się zastanowić?

Nie jestem lekarzem, dietetykiem, trenerem, nie jestem kucharzem, moralistą, lobbystą, agitatorem, purystą... Jestem tylko z natury ciekawa i wrażliwa (złośliwi powiedzą nadwrażliwa) i lubię poznawać nowe grunty, zgłębiać nowe tematy, szukać dziury w całym. Gdy nieśmiało zaczynałam myśleć o wegetarianizmie znajomi mięsożercy podnieśli lament, że teraz będę im biadolić nad pysznym, krwistym stekiem o cierpieniu zwierząt. Obiecałam, że nie, ale ich postawa od razu wzbudziła we mnie dziwne uczucie, że ludzie zrobią wszystko, tylko, żeby czuć się ze sobą dobrze. Nawet odwrócą wzrok od cierpienia innych, jeśli akurat przeszkadza ono w posiłku.

W Polsce wszyscy byliśmy wychowywani na mięsożerców. "Zjedz chociaż mięsko, ziemniaczki zostaw". Każdy z nas to zna i słyszał setki razy, niczym mantrę. Mięso to zdrowie, rarytas, to przysmak. Przecież nie można inaczej, bo włosy wypadną, kości się wyłamią, przyjdzie anemia, osteoporoza, a najpewniej rak i niechybna śmierć głodowa. Wiedza z zakresu żywienia była ograniczona, książki tematyczne ciężko dostępne, a internet przyszedł do Polski przecież dopiero na koniec lat 90-tych.

Na szczęście świat się zmienia, a wraz z nim mogą zmieniać się nasze wybory. W 2003 roku ukazała się przełomowa książka o Diecie Plaż Południowych na dobre uświadamiająca, że to węglowodany proste są odpowiedzialne za nadwagę, a ograniczenie ich zbija zbędny tłuszcz z bioder, ud i otłuszczonego serca. Potem Dieta Atkinsa przetoczyła się jak tornado przez talerze amatorów utraty tkanki tłuszczowej, zbierając żniwo wielu odchudzonych białkiem zwierzęcym osób, cieszącym się nowym, zakwaszonym ciałem, z nieco nadwyrężoną wątrobą. Kolejnym krokiem była racjonalizacja żywienia, powrót do diet pełnowartościowych, rozsądniejsze podchodzenie do diet eliminacyjnych i wielka moda na ćwiczenia fizyczne. Pojawiła się Chodakowska, Lewandowska, Wolska, Bigos i inni trenerzy, którzy wbijają nam do głów, ze tylko systematyczne treningi i zdrowa zbilansowana dieta mają sens i dają upragnione efekty.

Przyszedł crossfit, joga, jogging i ścieżki rowerowe. Kucharze i dietetycy zaczęli odkopywać zapomniane przez wszystkich warzywa (jak jarmuż czy seler naciowy), przywracać do łask znielubione kasze (jak jaglana), przedstawiać nam zupełnie nowe i jeszcze niepopularne składniki (jak jagody goji, nasiona chia czy bezglutenowe mąki i bezlaktozowe mleka). Blogerki kulinarne zaczęły produkować i obfotografowywać coraz to nowe, jarskie potrawy, które nie tylko zachwycały paletą barw, ale o dziwo, smakiem również. Do tego media coraz częściej zaczęły podnosić temat praw zwierząt, hodowli przemysłowej i zagrożeń płynących ze strony oszukujących nas producentów. Czosnek z Chin, mięso napompowane wodą i chemią, trujące mleko. Ludzie zaczęli myśleć, zastanawiać się i redefiniować swoje przyzwyczajenia. Ja nie jestem tutaj wyjątkiem.

Należą do osób, które robią listy, a czasem nawet listy do list. Porządek musi być, tak samo jak porządny research. Zawsze chciałam być wegetarianką, ale zupełnie nie znałam się na temacie, a nie miałam w sobie zbyt dużego zacięcia, żeby poszukać, szczególnie, że mięsko przecież tak dobrze smakuje. W dodatku mieszkamy w zimnej strefie klimatycznej, mamy taką, a nie inną tradycję, mama się obrazi, no nie da się! Zwierzęta kocham obłędnie, kota karmię karmą z wyższej półki, przelewam pieniądze na schroniska, ale wzrok od filmów z hodowli przemysłowych odwracam. Jak można tak ludzi terroryzować takimi obrazami, prawda? Długo tak myślałam, ale temat wegetarianizmu wciąż powracał. W końcu nadszedł i mój czas i postanowiłam się zmobilizować. Ale najpierw research…

Pierwszym impulsem okazał się blog dobrze większości znany, Jadłonomia. Dla mnie doskonały. Przepisy są proste, pyszne i wyważone, fotografie apetyczne i zachęcające do działania, a autorka nie jest wege terrorystką. Uwierzyłam, że mogę zrobić coś dobrego i tak jak ze słodyczy rezygnuję na rzecz rozmiaru S, tak mogę zrezygnować z kupowania mięsa, dzięki czemu choć trochę ograniczę jego popyt. Wiem, że to niepopularne myślenie i dla wielu brzmię jak „old cat lady”, ale co ja poradzę, że dla mnie hodowle przemysłowe to zwierzęcy Oświęcim? Tam naprawdę dzieją się dantejskie sceny, codziennie.

Potem przeczytałam książkę Jeść przyzwoicie, z której wbrew własnej woli dowiedziałam się o kurczakach ze zwyrodniałymi stawami, które są tak szybko tuczone, że ich nogi nie nadążają się rozwijać i utrzymać nadmuchane korpusy. Stłoczone kurczaki mają poobcinane dzioby, bo wyrywają sobie pióra z psychicznej udręki. Przeczytałam, że razi się je prądem i podcina im się gardła, często nieumiejętnie i zwierzęta wykrwawiają się na śmierć w strachu i męczarniach. Czytałam o świniach kastrowanych na żywca, bo weterynarz to zbędny koszt, o tym, że podobnie jak krowy praktycznie nigdy nie widzą nieba. A jak mowa o krowach, wiedzieliście, że one dają mleko tylko w okresie laktacyjnym? Nazwijcie mnie debilem, ale ja tego nie wiedziałam. Sądziłam, że krowy mleczne po prostu dają mleko… Prawda natomiast jest taka, że specjalna odmiana krów dających mleko to bzdura. Krowy są sztucznie zapładniane, aby zmusić je do produkcji mleka. Cielaki po porodzie są zabierane natychmiast (nawet nie dostaną od matki siary, a matka nie może ich wylizać) i po kilkunastu tygodniach są zabijane jako cielęcina (cielaki przed ubojem płaczą). Krowa ma kilka sutków, ale mleko nie leci z każdego równocześnie, ponieważ cielak opróżnia je po kolei. W hodowlach przemysłowych w których podłącza się krowę do dojarki sprawia się jej olbrzymi ból, sztucznie ściągając mleko z początkowo pustych sutków. Ciągła laktacja wykańcza krowy fizycznie, niszczy im organizm, powoduje olbrzymi stres i po około 3-5 latach krowę się zabija. W naturalnych warunkach krowa może dożyć nawet 25 lat. Macie dość czytania?

Jeść przyzwoicie na szczęście przekazuje te informacje rodem z horroru w ograniczonych dawkach, dzięki czemu nie rzuciłam jej z przerażenia w kąt tylko z ciekawością doczytałam do końca. Autorka chciała jedynie przejść przez 12 miesięczny eksperyment dietetyczny, po którym planowała wrócić do starych, utartych ścieżek. Niestety przeliczyła się, bo gorsze od niewiedzy jest tylko wyparcie. Ludzie wolą myśleć, że na talerzu leży stek, a nie zwłoki krowy. I ja też nie jestem inna, okazuje się, że moralność łatwo zamieść pod dywan, szczególnie jak jest się głodnym lub łakomym. Rezygnacja z tego co się zna i lubi jest trudna i powinna wypływać z głębszej potrzeby, inaczej się nie uda i nie ma sensu się męczyć. Oburzają nas Wietnamczycy jedzący psy, a dlaczego nie oburzamy się na zabijanie polskich krów? Przecież różnica leży tylko w tradycji.

Motywacje jaroszy są różne. Jedni rezygnują z mięsa z miłości do zwierząt, inni ze względów zdrowotnych lub ekologicznych, jeszcze innym mięso po prostu nie smakuje. Są wegetarianie, są weganie, są frutarianie (podobno, chociaż nigdy żadnego nie poznałam). Są pescetarianie, czyli osoby, które nie jedzą mięsa ssaków i ptaków, ale ryby i owoce morza tak. Ja planuję zacząć właśnie od tej ostatniej grupy i zobaczymy. Wydaje mi się, że w obecnych czasach, kiedy produkty bezmięsne i jarskie przepisy są tak łatwo dostępne, aż szkoda byłoby nie spróbować. Szczególnie jak się chce. Mam nadzieję, że wytrwam, że poszerzę własne horyzonty, że nauczę się czegoś nowego, a przede wszystkim, że organizm mi na to pozwoli. Nie chcę rzucać się na głęboką wodę i stać się od razu lepsza od Pana Boga. Nie zamierzam nawracać mięsożerców, ani pościć, jeśli akurat innej potrawy niż mięso nie będzie możliwości zjeść. Po prostu chcę spokojnie, bez spiny zobaczyć czy mogę być wegetarianką. Jeśli ktoś również się nad tym zastanawia polecam http://www.zostanwege.pl/ Pomaga w stawianiu pierwszych kroków, ale nie należy zniechęcać się lekko moralizatorskimi treściami. Najważniejsze to nie pozwolić się oceniać i nie oceniać innych, nie dać się zniechęcić. W końcu tyle pyszności jest do zjedzenia.





1 komentarz: